Połowa roku 2018 to dobry moment na podsumowanie pewnego etapu – bo oto właśnie w polskim życiu publicznym osiągnęliśmy kolejny „moment prawdy”. To określenie zapożyczam nie z jakiejś grafomańskiej poezji, ale z fachowego języka służb – konkretnie: sowieckiego Smiersza (Smiert’ szpionam!) – gdzie „momentem prawdy” nazywa się kulminację gry operacyjnej niejako wymuszającej ujawnienie; chwilę, w której nie da się już dłużej uprawiać gry pozorów i przeciwnik zmuszony jest wykonać ruch odsłaniający bez cienia wątpliwości tożsamość i rzeczywiste zamiary. „Moment prawdy” to ostateczna konfrontacja, w której opadają maski i wreszcie jasnym staje się, kto jest kim.
(...)
Cóż zatem najważniejszego z politycznej bieżączki ostatnich lat zdarzyło mi się w porę zauważyć, a co zignorować – żeby narazić się na „fatwę” rzucaną już nie wyłącznie przez sieroty po PRL i III RP, ale i przez liderów i akolitów „Dobrej zmiany”? Na ile zdołałem fakty choć odrobinę uprzedzać, a w czym rzeczywistość przerosła moje najśmielsze przewidywania? Oto stosownedossier – nie całkiem kompletne (bo przecież moje spostrzeżenia i rozumowania prezentuję nie wyłącznie w piśmie), ale na pewno dostatecznie obszerne, by na tej podstawie osądzać moje kwalifikacje jako stałego obserwatora i incydentalnego uczestnika politycznej gry.
Niniejszym zapraszam Sz. Czytelnika do wydania takiego osądu – z prośbą o tę jedną uprzejmość, by pamiętał, że ma do czynienia tylko i aż z tzw. publicystyką prasową, która by sprostać wymogowi aktualności ryzykuje popadnięcie w doraźność. Obronić ją przed tym może jedynie oryginalny, własny punkt widzenia i rzetelna a niebanalna faktografia – i tu nieskromnie zapewniam Sz. Czytelnika, że na tych kilkuset stronach nie zabraknie wiadomości i opinii nowych dlań – bo przecież kompletnie nieobecnych w głównym nurcie (czy może raczej ścieku).
Ze Wstępu Autora.