Andrzej Miś Czytanie Wittgensteina Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 5 (11), 109-120 1973 Andrzej Miś Czytanie Wittgensteina „Zbadanie logiki oznacza zba danie wszelkiej prawidłowości. A poza logiką wszystko jest przypadkiem” — tak brzmi teza 6.3 w Traktacie *. A w § 107 Dociekań: „Im dokładniej przyglądamy się rzeczywistemu językowi, tym sil niejszy staje się rozdźwięk między nim, a naszym postulatem. (Kryształowa czystość logiki nie jest przecież czymś do czego doszedłem; była jedynie pewnym postulatem.) Rozdźwięk ten staje się nie znośny; zanosi się teraz na to, że postulat stanie się czymś pustym. — Weszliśmy na gładki lód, gdzie brak tarcia i gdzie warunki są zatem w pewnym sensie idealne; ale z tego właśnie powodu nie umie my tam chodzić. Chcemy chodzić, a więc potrzeba nam tarcia. Zatem z powrotem na szorstki grunt”. Oto dwa zdania z „platońskiego dialogu z samym sobą” (te słowa Whiteheada o Russellu odnoszą się w większym jeszcze stopniu do Wittgensteina). 1 L. Wittgenstein: Tractatus logico-philosophicus. Przeło żył B. Wolniewicz. Warszawa 1970; L. Wittgenstein: Do ciekania filozoficzne. Przełożył, wstępem i przypisami opa trzył B. Wolniewicz. Warszawa 1972 Państwowe Wydaw nictwo Naukowe. Biblioteka Klasyków Filozofii. ANDRZEJ MIS 110 Przeglądam Notatkę na marginesie książki Norma na Malcolma «Ludwig Wittgenstein», trzy stroniczki napisane przez Tadeusza Różewicza. Tam między innymi: Jak Gandhi „Jest to postać uczonego i nie waham się powiedzieć —- i Tołstoj świętego (w tym znaczeniu jak świętymi byli Gandhi, Toł stoj, Kafka). Jego życie było czymś więcej niż życiem za wodowego filozofa i profesora Cambridge”. A dalej: „Istnienie takich ludzi, ich egzystencja, to, że żyją wśród nas, przywraca wiarę w Człowieka dobrego i rozumnego. W sens życia”. Także Jerzy Pelc w książce O użyciu wyrażeń pi sze o Wittgensteinie: „(...) przykład (...) sugestywny, może nawet przejmujący (...) dwóch biegunowo różnych teorii znaczenia, więcej: syste mów filozoficznych, jest wyjątkowo jaskrawy i skonden sowany, bo zamyka się w obrębie jednej fascynującej oso bowości twórczej. Coś dramatycznego ma w sobie ten brak wyrozumiałości i tolerancji teoretycznej dla własnych dawniejszych poglądów. To już nie modyfikacja i meliora cja przezwyciężonych zapatrywań, ale samounicestwienie”. Najobszerniejszym i najbardziej kompetentnym pol skim źródłem wiadomości o życiu Wittgensteina i jego filozofii (przede wszystkim o Traktacie) jest książka Bogusława Wolniewicza, tłumacza dzieł Wittgensteina, Rzeczy i fakty, wydana w 1968 ro ku. Spośród wielu podanych tam wiadomości przy taczam dwie. Pierwsza o tym, jak nauka Wittgen W Kole Wiedeńskim steina przyjmowana była w Kole Wiedeńskim: „Jeszcze w roku akademickim 1930/31 dyskutowano w Ko le podczas wielu posiedzeń powielony tekst jakichś nie znanych skądinąd tez Wittgensteina, podyktowanych przez niego w 1929 r. Schilickowi lub Waismannowi. Dyskusja to czyła się podobno w atmosferze, jaka towarzyszyć zwykła zabiegom egzegetycznyin na tekstach sakralnych”. Drugi cytat zawiera wiele mówiącą anegdotę, po chodzącą od autora wymienionej książki: „Piszący te słowa natrafił dziesięć lat temu przypadkiem CZYTANIE WITTGENSTEINA 111 w jakimś angielskim czasopiśmie fachowym, traktującym 0 sprawach kanalizacji, ścieków itp., na ogłoszenie w tym mniej więcej sensie: wprawdzie nie każdy może filozofo wać jak Wittgenstein, ale za to każdy może sobie sprawić taki a taki piecyk benzynowy do wanny, czy coś w tym rodzaju. Wskazywałoby to, że nazwisko «Wittgenstein» za czyna funkcjonować w Anglii jako metonimia wyrażenia «sławny filozof»”. Bogusław Wolniewicz pisze też o zadziwiającej 1 pociągającej niektórych mistyce ukrytej w logicz- Mistyka no-filozoficznych rozważaniach Wittgensteina: ukryta w logicznych „Była ona jakoś ufundowana w całej jego osobowości, ale rozważaniach nie polegała bynajmniej na chęci obcowania z tajemnicami zaświatów (...). Mistyka Wittgensteina dotyczy czegoś, co chciałoby się nazwać niewyrażalną jakością świata, albo — w jeszcze ryzykowniejszej przenośni — smakiem istnienia. Chodzi przy tym o rzecz właściwie najzwyklejszą: o to, że jak to jest, gdy się żyje, wiedzieć może tylko ten, kto tego spróbował — czyli każdy”. Tak więc to już nie tak: człowiek, imię, nazwisko, poglądy... Wittgenstein — to zjawisko. A także znak. We wspomnianej już książce Jerzy Pelc tak komentuje przeobrażenie się Wittgensteina: „Dostrzec w tym można pewne rysy typowe dla ogólnego rozwoju historycznego teorii znaczenia. Kolejne koncepcje wyrastały często nie w drodze rozbudowy, dobudówek i przebudowy \ecz niejako na ich gruzach”. poprzednich, Zacytujmy też Stanisława Lema z jego Fantastyki i futurologii: „Przejście od sytuacji, w której mamy tylko jedną logikę, do takiej, w której istnieje ich zbiór, odpowiada ewolucji poglądów, co zaszła w naszym wieku, a zarazem jej mikro- obraz stanowi osobista perypetia L. Wittgensteina”. Wittgenstein to także Wittgenstein — to także legenda, i to stworzona legenda od dawna, o czym pisze Bogusław Wolniewicz. Pu blikuje się obecnie wspomnienie o pobycie Witt gensteina w Ołomuńcu, o jego poglądach na religię, literaturę, muzykę, film, o jego rodzinie i znajo mych (np. Paul Engelmann w książce Letters from Ludwig Wittgenstein with Memoir). Gdy o uczo ANDRZEJ MIS 112 nym zaczyna się tworzyć legendy, to wkrótce staje się on tylko legendą. I im bardziej jest legendą, tym mniej znaczy jako uczony. A np. już w 1935 roku Rudolf Carnap w Filozofii i składni logicznej pisał o Wittgensteinie jako o tym, który dał histo ryczny wkład do logicznego pozytywizmu Koła Wiedeńskiego. Także uczniowie „późnego Wittgen- steina” modyfikują poglądy zawarte w Docieka niach filozoficznych, wskazując między innymi na możliwość precyzacji języka nauki (np. G. War- nock czy Ch. W. Morris). Jak więc czytać tłumaczone u nas teraz przez Bo gusława Wolniewicza książki Wittgensteina? Czy tylko jako należące do historii filozofii, czy też jako filozofię żywą i teraz dla nas ważną? Można chyba powiedzieć, że Wittgenstein sam prowokuje histo ryczne odczytywanie samego siebie. Bo sam skazał się niejako na rolę bodźca, którego moc wyczerpuje się z chwilą, gdy to, co przezeń pobudzone, zaczy na działać samodzielnie. Po pierwsze: poprzez za ostrzone, bardzo radykalne, nie cofające się przed paradoksami, rozmyślnie prowokujące stanowisko w rozważanych kwestiach. Po drugie: poprzez styl swoich wypowiedzi, o czym pisał Russell: „Wittgenstein wygłaszał aforyzmy i pozostawiał czytelni kowi ocenę ich głębi, jeśli było go na to stać”. Myślę, że z tego względu rzeczywiście jest tak, że twierdzenia Wittgensteina nie nadają się do tego, by przyjmować je za twierdzenia filozoficzne. Ale z kolei nie o to chodziło Wittgensteinowi. Napisał Co jest przecież w Traktacie: „Celem filozofii jest logiczne celem rozjaśnianie myśli. Filozofia nie jest teorią, lecz filozofii? pewną działalnością. Dzieło filozoficzne składa się zasadniczo z objaśnień. Wynikiem filozofii nie są tezy filozoficzne, lecz jasność tez”. I to samo, tylko w aforystycznej formie, znajdujemy w Docieka niach: „Co jest twoim celem w filozofii? — Wska zać muszce wyjście ze szklanej muchołapki”. CZYTANIE WITTGENSTEINA 113 Rola bodźca odpowiadałaby więc dążeniom Wittgen- steina. A był bodźcem potężnym. Wyraził to Bert rand Russell, pisząc następujące zdanie: „W okresie po 1914 roku w brytyjskim życiu filozoficz nym dominację uzyskały stopniowo trzy kierunki: naj pierw prąd, który wywodził się z Traktatu Wittgensteina, następnie — pozytywizm logiczny, a wreszcie kierunek wywodzący się z Philosophical Investigations Wittgen steina”. Ale oczywiście wpływ Wittgensteina nie ogranicza się do filozofii brytyjskiej, żeby przypomnieć choć by amerykańską filozofię analityczną i to, że pozy tywizm logiczny powstał w Wiedniu. (A już na za sadzie anegdoty przypomnieć można, że pierwszym przekładem Traktatu oprócz angielskiego był prze kład chiński wydany w latach 1927—1928). „W ciągu ostatnich kilkunastu lat nowa filozofia Wittgen steina staje się przedmiotem szerokiej dyskusji; najpierw w krajach anglosaskich, a ostatnimi laty również poza ni mi, np. we Włoszech, Niemczech i Francji” — pisze B. Wolniewicz. Dzieje się tak dlatego, że wzrasta zainteresowanie problemami, którymi zajmował się Wittgenstein. Dodać trzeba: szczególnie wzrasta, bo istniało ono zawsze. Problem główny dałoby się sformułować Język a następująco: Jaką rolę w poznaniu spełnia język? poznanie Bo jakkolwiek istnieją poglądy, że jest możliwe po znanie niejęzykowe, pozapojęciowe (i dla Bergsona np. jest ono ważniejsze), to przyznaje się powszech nie tyle przynajmniej, że nie można, obyć się w poznaniu bez języka, że wyniki operacji poznaw czych trzeba formułować w jakimś języku i z pomo cą języka je przekazywać. Rolę języka ocenia się przy tym zazwyczaj negatywnie. Jest tak już w Upaniszadach i w starej filozofii chińskiej, u megaryjczyków i Gorgiasza z Leontinoi, u termi- nistów z XIV wieku, np. u Ockhama. Na początku XVII wieku Franciszek Bacon napisał w pierwszej księdze Novum Organum: 6 ANDRZEJ MIS 114 „(...) zły i niezręczny dobór wyrazów w dziwny sposób krępuje rozum. I ani definicje, ani objaśnienia, którymi uczeni w niektórych sprawach zwykle zabezpieczają się i bronią, żadną miarą nie poprawiają stanu rzeczy. Słowa całkowicie zadają gwałt rozumowi, wszystko mącą i przy wodzą ludzi do niezliczonych jałowych kontrowersji i wy mysłów”. Później podobne sądy znaleźć można u Kartezjusza, Locke’a, Leibniza, Berkeleya, Hume’a. Czymże in nym jest przekonanie Kanta, że umysł ludzki ze swymi kategoriami nie jest zdolny dotrzeć do rze czy samych w sobie? A trochę wcześniej Herder napisał zdanie, które mogłoby wejść do Traktatu: Język „(...) język wyznacza granicę i zarys całego ludzkiego po wyznacza znania”. granice Kontynuatorem idei Herdera i Kanta jest Humboldt, poznania piszący o konstytutywnej roli języka w tworzeniu obrazu świata. W tym samym duchu występują twórcy tzw. teorii pola w językoznawstwie, tak że neokantyści (np. Cassirer), konwencjonaliści (np. Le Roy), neopozytywiści (głównie Carnap). Wska zać tu też można na działalność Alfreda Korzyb- sky’ego i na tzw. hipotezę Sapira-Whorfa. Korzyb- sky w swych pracach postuluje przełamanie prze szło dwutysięcznej „niewoli językowej”, w którą naszą cywilizację wpędził Arystoteles. Stworzył on bowiem język, którego struktura nie odbija rzeczy wistej struktury świata, co jest źródłem licznych kłopotów filozoficznych, naukowych, „życiowych” nawet. Hipoteza amerykańskich lingwistów Sapira i Whorfa mówi właściwie to samo, dołączając jed nakże pewne ilustracje empiryczne. Sapir i Whorf twierdzą mianowicie, że struktura gramatyczna po szczególnych języków kształtuje określone sposoby widzenia świata, wpływa na jego obraz. Podobnie Zresztą nie tylko na terenie filozofii języka formu w literaturze łuje się tego typu tezy. Podobny chyba proces moż na obserwować w refleksji nad literaturą. „Wraz z Flaubertem kończy się instrumentalne pojmowa CZYTANIE WITTGENSTEINA 115 nie literatury, (...) staje się ona przede wszystkim sprawą języka” — pisał Roland Barthes (cytowany przez M. Głowińskiego w szkicu Powieść i autory tety). Pojawiło się pytanie o język, o jego adekwat ność. Literatura została oskarżona o „złą wiarę”, nouveau roman podjął analizę jej języka; „nowa powieść stanowi swego rodzaju neopozytywizm v/ zakresie literatury” — podsumowuje Michał Głowiński. A poezja lingwistyczna? Ona także analizuje świat, badając język, którym mówi się o tym świecie. Wreszcie: czym są „Teksty”, jeśli nie wyrazem tego podejrzliwego względem wszel kich języków analitycznego ducha czasu? Wróćmy jednak do Wittgensteina, do jego Trak tatu najpierw. W króciutkiej przedmowie do tego dzieła autor napisał: „Książka ta dotyczy proble mów filozoficznych i pokazuje — jak sądzę — że płyną one z niezrozumienia logiki naszego języka. Cały jej sens można by ująć w takie oto słowa: co się w ogóle da powiedzieć, da się jasno powie dzieć; o czym zaś nie można mówić, o tym trzeba milczeć”. Wittgenstein — jak widać — stawia za gadnienie i rozwiązuje je po kantowsku: dysponu jemy określonym językiem. („Określonym” nie znaczy np. polskim czy francuskim: język jest okre ślony przez swą strukturę pojęciową, a nie war stwę brzmieniową). Nazwy tego języka oznaczają przedmioty. Jego zdania są obrazem rzeczywisto ści — w ten sposób, że struktura zdania odwzoro wuje strukturę jakiegoś stanu rzeczy, czyli pew nego połączenia przedmiotów. Tak więc opisać for mę logiczną zdania to także opisać jakiś fragment świata. Ale opisywaniem świata trudnią się nauki przyrodnicze. Filozofia powinna być „krytyką ję Filozofia zyka”, a jej głównym zadaniem powinno być „roz krytyką języka jaśnienie myśli” (np. wykazywanie niedorzeczności pytania, „czy dobro jest bardziej lub mniej iden tyczne z pięknem”!). Trzeba przy tym pamiętać, że kryterium jasności myśli miała stanowić możli ANDRZEJ MIS 116 wość rozstrzygnięcia, czy jest ona prawdziwa lub fałszywa, tak jak to jest w logice formalnej. Żeby uniknąć błędów związanych z wadami symboliki języka naturalnego (gdzie np. nazwisko Grün i przy miotnik „grün” pisze się i wymawia tak samo), trze ba używać symboliki, która by wykluczała te błędy, „a więc symboliki zgodnej z gramatyką logiczną — z logiczną składnią”. Z tych względów stanowisko Wittgensteina wyrażone w Traktacie nazywa się albo rekonstrukcjonizmem — bo chce on rekonstru ować formę logiczną zdań języka potocznego — albo formalizmem, bo rekonstrukcja owa ma doprowa dzić do możliwości użycia narzędzi logiki formalnej przy rozpatrywaniu rekonstruowanych zdań. Idee te, głos w dyskusji nad sprawą interesującą tak wielu, sformułowane przez Wittgensteina w czasie pierwszej wojny światowej, poszły w świat, wzbu Rok 1924 — dzając zainteresowanie uczonych; sam autor prze „wszystko stał zajmować się problemem, przestał się zajmować powiedzia filozofią w ogóle. Powiedział podobno w roku 1924: łem”... „Wszystko, co naprawdę musiałem powiedzieć, po wiedziałem i na tym źródło wyschło”. Zostaje więc Wittgenstein nauczycielem, pracuje jakiś czas jako ogrodnik, zajmuje się architekturą. Dopiero w 1929 roku zaczyna wykładać w Cambridge i robi to — z przerwami — do końca życia. Poza jednym arty kułem nie drukuje niczego. W latach 1936—1945 i 1947—1949 pisze teksty, składające się na wydane w dwa lata po jego śmierci Dociekania filozoficzne. To dzieło to także dopisek — i to ważki — do po glądów na rolę języka w poznaniu, znaczący głos w dialogu na ten temat. I jak już pisałem: późny Wittgenstein polemizuje tu z samym sobą jako au ...więcej niż wszystko — torem Traktatu, co wyrażał Russell powiadając, iż Dociekania... Wittgenstein „pisząc Philosophical Investigations miał stale w głowie swój Traktat”. Zresztą sam Wittgenstein pisał o ideach Dociekań, że „tylko na tle i w przeciwieństwie do dawniejszego sposobu myślenia mogą znaleźć swe właściwe naświetlenie”. CZYTANIE WITTGENSTEJNA 117 Nie ma tu jednakże takiej prostej odpowiedniości, że tezie z Traktatu odpowiadałaby antyteza w Do ciekaniach. Kompozycja Dociekań jest zasadniczo odmienna; jest to, jak pisze Wittgenstein, album, składający się ze „szkiców plenerowych, które po wstały podczas długich i zawiłych wędrówek po rozległym obszarze myśli”. Poczynione spostrzeże nia spisane są „w postaci uwag, krótkich paragra fów — czasem dłuższymi łańcuchami dotyczącymi tej samej sprawy, czasem przeskakującymi raptow nie z jednej dziedziny do innej”. Niezwykły kształt tego dzieła „filozoficznego surrealizmu” drażnił Rus sella, wprawiał w zakłopotanie innych. Wittgenstein natomiast powiada, że kształt jego książki wiąże się „z samą naturą dociekania” i trzeba mu wierzyć. Specyficzna kompozycja utrudnia jednak przed stawienie zawartości Dociekań — zbyt dużo tu przeskoków myślowych, myśli urwanych w połowie, dygresji, polemik, dopisków. Ale przypomnijmy znowu zamierzenie Wittgen- steina: nie chodzi o to, żeby uzyskać zbiór tez, ale o to, żeby uzyskać jasność tez. Napisał w Docieka niach: „Filozofia jest walką z opętaniem naszego umysłu przez środki naszego języka”. A także: „Fi lozofia stawia nam jedynie coś przed oczami, ni czego nie wyjaśniając i nie wysnuwając żadnych wniosków. Gdyby w filozofii chciano wysuwać te zy, to nie mogłyby one stać się nigdy przedmiotem dyskusji, gdyż wszyscy by się na nie godzili”. Widać z tego, że zadanie pozostało takie samo: Zrozumienie przejrzeć logikę naszego języka; pozostała też na języka dzieja, że zrozumienie da nam jasność. Tylko że wy da nam jasność niki są wprost przeciwne, bo teraz zadanie rozwią zuje się w inny sposób. Jeśli bowiem w Traktacie, mając na oku „kryształową jasność” logiki, chcia ło się przez odpowiednie zabiegi osiągnąć podobną jasność w języku naturalnym, to teraz, po przepro wadzeniu badań nad językiem, kwestionuje się tę możliwość.
Description: